Czym ona naprawdę jest? Czy to już faktycznie miłość czy tylko pożądanie?
Zafascynowana opowieściami swojego znajomego o historii swojej pierwszej miłości, zaczęłam się zastawiać jak wiele osób doznało kiedyś w swoim życiu takiej szaleńczej miłości. Wielu z moich pacjentów wnosiło także ten temat do gabinetu. Postanowiłam więc przejrzeć literaturę i odpowiedzieć sobie na pytanie: czym taka miłość naprawdę jest?
Zakochanie
Jak podaje Bergmann (1971) zdolność do zakochania jest głównym filarem związku. Zakłada ona umiejętność do połączenia idealizacji z pożądaniem i potencjalnie do zbudowania głębokiego związku z partnerem. Mężczyzna i kobieta doznają miłości wtedy, gdy odkryją wzajemne przyciąganie i gdy tęsknią za sobą. Są to Ci, którzy, potrafią stworzyć pełen związek seksualny wraz z poczuciem emocjonalnej bliskości. Profesor Starowicz w swojej książce „ O miłości” ( 2002) wypowiada się, że elementami, które są istotne, kiedy mówimy o zakochaniu są: potrzeba dawania, dwubiegunowość (świadomość bycia raz szczęśliwym, a raz nieszczęśliwym), integralność czyli podobieństwo do drugiej osoby, świadomość udziału w wartościach partnera. Ważne jest również przekonanie, że miłość podlega ewolucji: zmienia się wraz z upływem czasu, rozwoju osobowości, wymaga ciągłego dialogu, współpracy, poświęcenia.
Jednak patrząc na tę frazę, mówimy tutaj bardziej o emocjonalnej stabilizacji, o poczuciu spokoju i zadowolenia, o pewnego rodzaju równowadze, więc gdzie w tym jest to szaleństwo?
Spotkanie wymarzonego ideału
Podążając dalej za Starowiczem – szaleńcza miłość objawia się tym, że zaczynamy robić rzeczy, o które sami siebie nie podejrzewaliśmy. Czasami ktoś zakochuje się od pierwszego wejrzenia i robi wszystko, by być z tą osobą. To uczucie może piorunująco wszystko zmienić. Jest gwałtowne i zdarza się ludziom z rozbudzonymi marzeniami, z obrazem idealnego partnera. Wówczas ktoś taki może spotkać na swej drodze kogoś, kto jest spełnieniem tych marzeń.
Pozwolę sobie przytoczyć pewną historię:
Pamiętam , jak trzy lata temu jadłam kolację ze swoim dobrym kolegą. Miał zły nastrój, bo właśnie rozstał się ze swoją dziewczyną. Obraz jego świata był pesymistyczny, stwierdził, że już nigdy nie ułoży sobie życia.
Powiedziałam mu wtedy:
– Nie układa Ci się w związkach, bo wybierasz dziewczyny kierując się trzema podstawowymi atutami: dziewczyna musi być dla Ciebie ładna, zgrabna, zabawna. A jak już się tym nasycisz to zauważasz wtedy dopiero to, jaka ona jest naprawdę. W rezultacie okazuje się, że większości jej cech nie akceptujesz bo po prostu od zawsze nie byłeś i nie jesteś w stanie zaakceptować pewnych słabości. Czy zastanawiałeś się kiedyś jakie inne atrybuty powinna posiadać ta twoja królewna?”.
Jako, że siedzieliśmy w restauracji – wzięliśmy serwetkę, poprosiliśmy kelnera o ołówek i zabraliśmy się do przelewania na papier obrazu idealnego partnera- jaki miał Julian w głowie. Przy 20 kompetencji Juliana nagle olśniło:
– Przecież taka jest Agnieszka. Ja opisuję Agnieszkę.
Agnieszka była jego starą dobrą koleżanka, z którą kiedyś dawno temu miał przyjemność być na dwóch randkach.
W pogodnym nastroju dojedliśmy kolację. Po 2 tygodniach Julian zadzwonił do mnie, że właśnie wrócił z nart na których był z Agnieszką. Po trzech miesiącach wzięli ślub. Po prawie dwóch latach urodziła im się córeczka, a Julianowi do tej pory nie zniknął błysk w oku, kiedy mówi o Agnieszce. To dalej ten sam błysk, który po raz pierwszy zauważyłam u niego w restauracji jak wymienił jej imię.
W jakim zachowaniu wybrzmiało to szaleństwo? Julian nagle zmienił się z konserwatywnego mężczyzny na lubiącego wyzwania młodzieńca. Do czasu naszego spotkania w restauracji wygłaszał postulaty: „aby kogoś poślubić – należy minimum kilka lat z tym kimś pobyć, a potem można dopiero myśleć o podjęciu tego desperackiego kroku”.
Potem jednak coś się wydarzyło i zmienił nagle i diametralnie swoje poglądy.
Szaleńcza miłość nacechowana negatywnie przez otoczenie
Szaleńcza miłość bywa czasami nacechowana pejoratywnie przez otoczenie. Często się zdarza, że osoby przyglądające się parze szaleńczo zakochanych kiwają głowami i mówią: „co się stało z naszym przyjacielem, on zgłupiał”, bądź „on taki przystojny mężczyzna, a zakochał się w takiej zwykłej kobiecie”. Te określenia wynikają z tego, że dwie osoby -według opinii innych – nie pasują do siebie. Jest między nimi duża różnica wieku, bardzo różnią się wyglądem, pochodzeniem, intelektem. Nagła zmiana zachowania naszego znajomego, zmiana poglądów, zainteresowań też jest odbierana jako szaleństwo – ten przykład przedstawiała historia Juliana.
Szaleństwem w oczach niektórych ludzi jest także uzależnienie od obiektu swojej miłości.
Dzieje się tak w przypadku, kiedy na zdrowy rozum – dwie osoby nie mają za wiele ze sobą wspólnego. Nie powinny się spotkać, ani pokochać bo wszystko je dzieli, a niewiele łączy. Ale to nie prawda – być może łączy ich bardzo wiele. Może łączą je wspólne wspomnienia z dzieciństwa, może łączy ich to, że lubią razem biegać. Może też łączyć ich wspólna namiętność – taka jakiej do tej pory nie zaznali. Starowicz (2012) twierdzi, że dzieje się tak w przypadku, kiedy silna chemia miłosna jest połączona z feromonami – a wszystko to dzieje się na najwyższym możliwym poziomie.
Ona była piękną wysoką blondynką. Z zawodu była księgową i piastowała odpowiedzialne stanowiska w dużych korporacjach. Jej rozwód trochę się przeciągał w czasie, ale finalnie zaowocował spokojem dla obu stron. Zgłosiła się do mnie na terapię wyznaczając sobie za cel „ chcę być szczęśliwa i chcę móc zacząć wszystko od nowa”. Spotykałyśmy się systematycznie co tydzień przez cztery miesiące. Pani Joanna w efekcie terapii zaczynała się coraz częściej uśmiechać. Pewnego dnia, wpadła do mnie bardzo rozpromieniona. Opowiedziała mi o cudownej nocy, którą spędziła z mężczyzną, który został przez nią zatrudniony, aby wyremontować jej mieszkanie. Opowiadała mi o „pozaziemskich” – jak to określiła – doznaniach jakie przeżywała bytując z Arkiem. Była to nasza przedostatnia sesja. Na odchodne wyznała, że jej przyjaciele nie rozumieją dlaczego związała się z takim „prostym, zwykłym mężczyzną”. Ona jednak wtedy czuła, że nigdy nie była bardziej szczęśliwa. Wróciła do mnie do gabinetu po pięciu latach. Rozstała się z Arkiem. Pani Joanna chciała zacząć pracę nad swoim życiem emocjonalnym od nowa. Odkryła, że jedynymi rzeczami jakie łączyły ją z jej chłopakiem – były doznania seksualne. Długo nie potrafiła się do tego przyznać, ale tak było. Skończyło się wszystko – bo nic innego nie było.
Cytując dalej profesora Starowicza – w przypadku erotycznej fascynacji obezwładniające nas uczucie może być tak silne, że jest w stanie zmienić kolor naszego życia, widzenie świata. Ten stan może trwać długo, można nie wychodzić prawie z łóżka, a rzeczywistość będzie płynąć obok jakby w zwolnionym tempie. Jest to początek pewnej drogi, której losy mogą potoczyć się różnie. U jednych może rozwinąć się głębsza więź, czyli powstaje wspólnota psychiczna, a u innych nadal najważniejszy jest wymiar erotyczny, pomimo, że wszystko inne może dzielić.
Wioletta miała 25 lat jak wyszła za mąż. Jej szaleńczy związek jednak przetrwał tylko 2 lata. Jednak jeszcze systematycznie przez parę miesięcy po rozwodzie spotykała się z byłym mężem – spędzając z nim upojne noce.
Śledzenie dalszych losów wspomnianych związków – potwierdza niezmienną prawdę na temat prawdziwej natury naszej seksualności. Jednak niestety bez połączenia tego szaleństwa ze wspólnotą postaw i wartości powoduje wypalenie takiego związku. Para na dłuższą metę nie jest w stanie istnieć bez tak zwanych uczuć wyższych. Takie związki są więc na ogół są nietrwałe. Po pewnym czasie mija w nich stan oszołomienia, fascynacji typowo seksualnej. Partner nagle uświadamia sobie, że zostaje sam z pustką po tym o czym myślał, że jest miłością.
Miłość a pożądanie
Mylenie miłości z pożądaniem, to jest jeden z najczęstszych błędów w początkowej fazie związku. Pożądanie – to jest najczęściej sprawa zmysłów, ciała. Składają się na nią wielka potrzeba intymności, podniecenia, atrakcyjny seks. Spotykamy właśnie „TĘ” osobę i wszystko się zmienia. Czujemy bardzo intensywny pociąg seksualny, mocne zainteresowanie tą osobą. I od razu pojawia się presja na intymność, ogromna potrzeba bycia razem, blisko. Pojawia się przekonanie „ Tak to on/ona, nikt inny”.
W zeszłym roku zgłosił się do mnie pacjent z objawami depresji. Na drugiej konsultacji wyznał, że dwa lata temu rozstał się żoną. Odszedł od żony czując – jak sam określił: wielką szaloną miłość do innej kobiety. Jego i jego nowej narzeczonej uczucia były tak ogromne, że trudno było pomyśleć o byciu bez siebie. Zamieszkali ze sobą, planowali powiększyć rodzinę. Narzeczona przez długi okres ciąży przebywała w szpitalu, jest stan był zagrożony. Gdy zbliżały się narodziny bliźniaków, wspomniany mężczyzna zgłosił się do mnie do gabinetu. Wyznał, że tak naprawdę uświadomił sobie, że jedyną kobietą którą kochał, była jego żona. I z pełną świadomością stwierdza, że nie kocha narzeczonej i nigdy nie będzie w stanie jej pokochać.
Na początku tak jest, że w tej osobie właściwie podoba nam się wszystko. No i zaczyna się. Wchodzimy w związek. Jeśli to ma odpowiednio szybki bieg, pojawiają się dzieci. Dopiero później trzeźwiejemy i niestety czasem okazuje się, że to była pomyłka. Ta szalona miłość bardzo często utożsamiana jest z prawdziwą miłością. Wierzy się także, że towarzyszące pożądanie będzie trwało wiecznie. Niestety czasem pojawia się wielkie bolesne rozczarowanie. Emocje opadają. Ludzie bardzo często mają zakodowany w głowie mit o wiecznym pożądaniu jako integralnej części związku i kiedy się kończy, uważają, że kończy się miłość. Właśnie wtedy należy zapytać, czy w danej parze miłość w ogóle się pojawiła, czy jednak mieliśmy do czynienia tylko z pożądaniem. Część związków oparta na szybkiej, gwałtownej namiętności po prostu się rozpada, ale też w wielu przypadkach może się zdarzyć tak, że pożądanie łączy się później z przyjaźnią i doskonałym porozumieniem (Starowicz, 2014).
11 lat temu moja znajoma poznała mężczyznę swego życia. On rozstał się ze swoją żoną, ona ze swoim mężem. Ich związek jednak był tylko pretekstem do rozstania się tych par, a nie przyczyną rozpadu. Rozpady nastąpiły już dużo wcześniej. Widząc ich razem, można było zauważyć, że “unoszą się metr nad ziemią” i świata poza sobą nie widzą. Jednak poza dziką namiętności zaczęła łączyć ich przyjaźń. Mieli wspólne zainteresowania, ale także znaleźli w sobie przestrzeń na to, aby każdy z nich mógł się realizować w swoim obszarze. Optymistyczne jest to, że dalej są szczęśliwi i świata poza sobą nie widzą.
Co więc mamy zrobić, aby ta szaleńcza miłość przetrwała? I czy jest szansa na jej przetrwanie?
Na to są na pewno trzy odpowiedzi:
Pierwsza to taka, że jeżeli z szalonej miłości wyłoni się przyjaźń i po okiełznaniu namiętności zostanie coś jeszcze – co nas będzie zachwycać w partnerze, to ona przetrwa. Przetrwa jednak w odrobinie innej formie ekscytacji, w zainteresowaniu sobą, ale też w spokoju – a nie w formie szaleństwa.
Przetrwa także, jeżeli uświadomimy sobie jej dwubiegunowość. Wiec, ta druga odpowiedź to taka, że miłość ma też swoją „szarą strefę”. Tę w której jest smutek, konflikt, strach. Musimy o tym wiedzieć i to zaakceptować. Rozpatrując miłość, jako tło naszego życia, mamy świadomość tego, że nasze codzienne konflikty, złe nastroje – chcąc nie chcąc odbijają się na naszych relacjach partnerskich. Czasem trudno jest więc znieść konflikt w związku, bo mamy wrażenie, że ta miłość może gdzieś się ulotnić. Spokojniejsi jednak będziemy wtedy, gdy uświadomimy sobie tą dwubiegunowość miłości. Z jednej strony – wymagamy od miłości, żeby nam dostarczała samych przyjemności, ma być źródłem szczęścia, radości, uczuciem wiecznym, trwałym, bogatym we wspaniałe doznania. Z drugiej strony – wiemy, że miłość niesie wiele konfliktów, cierpień, kryzysów, nieporozumień. Często odbiera się to jako koniec miłości. Czasem konflikt może być jednak wyrazem miłości na najwyższym poziomie, stanowić sygnał dla pary, że stanęli w obliczu nowych zadań, wyzwań. Miłość, to nie tylko uczucie. To stan, określona postawa wobec drugiej osoby, której towarzyszą sytuacje konfliktowe. Bardzo zgubne jest myślenie, że: „ma być tylko fajnie”. Wtedy każde negatywne przeżycie jest utożsamiane z brakiem lub zanikiem miłości.
A trzecia, to taka, że szaleńcza miłość przetrwa jeżeli pozostawimy w niej odrobinę oddechu dla siebie. Miłość to umiejętność pogodzenia Ja z My. Miłość nie jest stanem nirwany czy ekstazy. W miłości nie można zniknąć, unicestwić się, lecz należy wzrastać.
Jeżeli miłość podlega takim wahaniom, to skąd możemy wiedzieć, że to nie jest jej koniec?
Jest kilka sygnałów, które świadczą o tym, że miłość się kończy. Profesor Starowicz podaje, że jeżeli zapytamy jednego z partnerów: „co by się stało, gdyby twój partner lub partnerka był z kimś innym”- i nie budzi to w nich żadnych emocji, to jest to jeden z wyraźniejszych sygnałów, że wszystko skończone.
A pozostałe? Na to już sami w swoim związku musimy sobie odpowiedzieć.
Katarzyna Wybrańczyk
Bibliografia
Bergmann M.S (1971). Psychoanalytic obserwations on the capacity to love, w: Separation- Individuation: Essays in Honor of Margaret S. Mahler, red. J. McDevitt, C. Settlage. New York, s. 15-40
Kernberg O., ( 1995). Związki miłosne, Poznań, wyd. Zysk i S-ka
Starowicz L ., ( 2012). O miłości, Warszawa, wyd. Czerwone i Czarne
Starowicz L ., ( 2014). O zazdrości, Warszawa, wyd. Czerwone i Czarne
Artykuł bardzo przydatny. Całość dobrze ujęta i przyda mi się 🙂 Pozdrawiam!
Dziękuję za odpowiedź, bardzo mi pomogłaś :)pozdrawiam
Bardzo ciekawy artykuł o wirusie zwanym miłością ale nie dowiedziałem się niczego nowego.
Dzień dobry ☺
Dziękuję za komentarz. Bardzo ciekawie Pan określił słowo „ miłość” – określając mianem „wirus”. To napawa optymizmem – znaczy że prędzej czy później zarazimy się nim ☺
Zatrzymałam się na chwilę na tej kwestii, że nie dowiedział się Pan niczego nowego z tego artykułu.
Jest to cenna uwaga, która przekazuje mi, że może pisząc następne artykułu powinnam bardziej dogłębniej przedstawić temat.
A druga myśl, jest taka, że to fantastycznie, że Pan nie dowiedział się niczego nowego –może to oznaczać, że Pan jest zrealizowany w tym temacie i wie Pan więcej niż inni. Opowiem Panu krótką anegdotę ze swojego życia: spędziłam pewien okres czasu w USA. Jako „świeżynka” przyglądałam się z zaciekawiem wszystkiemu co mnie otaczało i chciałam dowiedzieć się jak najwięcej, najszybciej. Kres moje doświadczenia przyszedł wtedy, gdy kolega w ferworze „przedstawiania mi obcego świata” zaczął mnie uczyć jak należy jeść pizzę ręką zamiast sztućcami. Powiedziałam wtedy sobie „ wystarczy – mam już dość tego aby dowiadywać się nowych rzeczy”. Zatrzymało mnie w tej myśli to, że może wiem już na niektóre tematy tyle, że już nie dowiem się niczego nowego.
Prowadząc terapię z pacjentami czasami przekazuję im treści dla nich znane i oczywiste. Cenne wtedy jest to, że uświadamiają sobie wtedy swoje zasoby.
Pozdrawiam serdecznie☺